Muzyka

wtorek, 14 czerwca 2016

Po weselu

10 czerwca byłem na ślubie i weselu syna brata dziadka. Działo się, oj działo, była zabawa jak w piosence Piersi. Tego dnia wstałem dość wcześnie. Matka jak zwykle zalatana, zestresowana. Jak przed każdą imprezą. Każda kobieta chyba jest taką perfekcjonistką jeśli chodzi o swój wygląd. Mało tego, widzi każdą, nawet najmniejszą niedoskonałość w każdej części mojego ubrania. Nieraz aż chce mi się z tego śmiać. ;) Ja tam nie przywiązuje wagi do takich detali. I tak w centrum uwagi jest para młoda, a nie ja. Ślub był w innym województwie - Dolnośląskie, a dokładniej Głogów. Jechaliśmy więc autobusem z resztą rodziny. Jedynie dziadek Ignacy nie mógł wziąć udziału. Jego dziewczyna - tak, dziadek ma dziewczynę - trafiła do szpitala (jakieś odwodnienie), więc postanowił ten czas spędzić razem z nią. 27 maja 2012 zmarła moja babcia Janina i od tamtego czasu dziadek był samotny. Z Jadwigą, nową partnerką znał się już wiele lat wcześniej. Ona, podwójna wdowa, dzieciata, z wnukami. Od 2016 oficjalnie są w związku, choć to trochę taki związek na odległość. Mieszka sama, w pobliskim mieście. Dziadek jeździ do niej regularnie. U nas była tylko raz, na kolacji w kwietniu. Bardzo miła osoba, taka typowa babcia - takie były pierwsze moje pierwsze myśli na jej temat.

Ale wracajmy do 10 czerwca. Podróż trwała od ok. 12 do 14:30. Nudzić się tam jednak nie dało. W każdej klasie, czy też na każdej imprezie jest chociaż jeden taki showman, który zrobi wszystko żeby tylko zwrócić na siebie uwagę gawiedzi. Tak było i tym razem, a mowa tu o Zbychu, mężu córki nieżyjącego brata dziadka. Przez całą podróż autobusem paszcza mu się nie zamykała, co chwilę wstawał, podchodził do kierowcy i mówił jak ma jechać, zarządził kiedy zrobić postój itp. Swoim głosem i sposobem mówienia do złudzenia przypominał Zenona Laskowika. Humor tym bardziej mu dopisywał, że już w autobusie zaczęło się polewanie. W tej kategorii mistrzem jednak był wuj Stachu, brat dziadka, niestety alkoholik. Pił a to wódkę, a to piwo, tak że już kościele było mu bardzo wesoło. Na samym weselu z kolei mieszał whisky i wódkę. Aż w pewnym momencie, kiedy wyszedł na zewnątrz przewrócił się na schodach i poobijał sobie plecy. Musieli go zbierać z tych schodów. Po całej tej mieszance + kontuzji jakiej się nabawił, ledwo doszedł do krzesła. Siedział tak z mętnym wzrokiem i wyglądał jakby to był jego koniec imprezy. Jednak okazał się nie do zdarcia. Po jakimś czasie wstał, podszedł do mnie i chce żebyśmy wypili po jednym. Kontaktował już tak słabo, że kazał nalać sobie wódki do szklanki, w której była świeczka. Musiałem mu ją wyciągnąć. Potem zaprosił moją mamę do tańca, jednak po jakimś czasie z powodu bólu pleców skończył, dodatkowo od dawna kuleje na jedną nogę. Coś ze ścięgnami.

Ok. Oczy mnie już dosyć bolą, mam przewlekłe zapalenie spojówek od stycznia tego roku, więc muszę trochę odpocząć od patrzenia w ekran. Najprędzej jutro będę kontynuował opowiadania co wydarzyło się dnia 10 czerwca 2016.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz