Muzyka

środa, 15 czerwca 2016

Pić albo nie pić - oto jest pytanie

W związku z tym, że dopiero co zacząłem kurację fluoksetyną, miałem dylemat czy mogę już sobie pozwolić na chociaż jeden kieliszek. Tego dnia wziąłem już dawkę leku, więc tym bardziej miałem wątpliwości. Potrzebowałem czegoś co dałoby mi kopa, pobudziło, bym mógł przetrwać całe to wesele. Lek bardzo mnie wyciszył, może nawet aż za bardzo. Od czasu kiedy zacząłem go brać stałem się bardziej senny, apatyczny niż zwykle. Dlatego żeby się pobudzić musiałem się napić kawy. Na szczęście była możliwość na sali żeby samemu sobie zrobić kiedy tylko się zachce. Ale że nie dodała mi zbyt wiele energii w końcu skusiłem się na jeden kieliszek wódki, po którym niby nic mi nie było. Ostatecznie skończyło się na 5. Jedyny skutek uboczny tego posunięcia to nasilenie myśli depresyjnych, i tak do końca imprezy zamiast dobrze się bawić, dręczyły mnie same natrętne myśli o śmierci, przemijaniu i sensie istnienia. Bomba, co nie? ;)

Całą noc nie spałem. Były co prawda pokoje w restauracji, w której odbywało się wesele, ale już pozajmowane. Nie miałem więc wyjścia, musiałem się przemęczyć do rana. Do tego wszystko miałem świadomość rano czeka mnie szkoła. Nie było więc ciekawie.

Podczas uroczystości wyjątkowo się nudziłem. Jak tańczyłem to tylko z matką. Alkohol z połączeniu z antydepresantami wcale nie rozweselał, a wręcz jak wspomniałem wyżej pogorszył samopoczucie. Na sali, przy przy stole obok mnie po prawej siedział syn nieżyjącego już brata dziadka. Jest młodszy ode mnie, bo z 1997. Co ciekawe, ma dziewczynę, mimo że jest nieśmiały. I to do tego stopnia, że jak wyszliśmy na zewnątrz usiąść przy stoliku to ja gadałem więcej od niego. Było nawet ciekawie, powiedziałem coś niecoś o sobie, o swoich problemach ze sobą, on sam wyznał, że ma pewne objawy nerwicy i niby nadciśnienie - związane ze stresem. Hmm, jego ojciec podobno pił, potem zachorował na raka, miał krwawienia z odbytu, nie chciał się leczyć mimo nacisków ze strony żony. Tyle się o to kłócili, a on nic. Może poddał się, nie chciał już żyć? Ona z nerwów całkiem osiwiała, chociaż teraz tego nie widać, bo się farbuje. On też mimo, że nie był jeszcze tak stary miał całkiem białe włosy, wyniszczony przez chorobę, umierał w potwornych mękach. Syn był tego świadkiem, więc musiało mieć to jakiś wpływ na jego psychikę. Nawet fajnie mi się z nim gadało.

Takie spotkania są mi bardzo potrzebne. Normalnie nie chciałby się ze mną spotkać nawet pies z kulawą nogą, więc takie wesele to doskonała okazja do spotkania się, wygadania. Z ludźmi człowiek spotykać się po prostu musi, bo inaczej się udusi. ;) Wysoka częstotliwość spotkań z ludźmi na pewno podnosi samoocenę i pewność siebie. I o to właśnie chodzi żeby starać się nie babrać w tym gównie jakim są kompleksy, depresja, brak pewności siebie, samotność itp. Ja z tym walczę jak tylko się da, mimo, że niejednokrotnie jest to dla mnie wysiłek heroiczny. Nie chcę być takim mentalnym dziadem, taką stetryczałą pierdołą za przeproszeniem jak Pan Tomasz z bliźniaczego bloga. Żeby nie było, ja go doskonale rozumiem, sam miałem równie silną fobię co on. Na szczęście w ostatnim czasie nieco się osłabiła. A wszystko to dzięki rozmowie z ludźmi, mówię tu o tych poznanych przez internet. On też powinien zacząć jakoś działać zamiast stękać i jęczeć. Rozmawiać z ludźmi chociaż przez internet, starać się poznawać ludzi podobnych do niego, umawiać się na spotkania. Niech nie wmawia sobie, że jest najbrzydszy na świecie, bo to nieprawda, widziałem jego zdjęcie. Przecież to normalny chłopak jakich wielu. A wzrost? Co z tego, że ma 166 cm? To nie przekreśla jego szans na normalne, szczęśliwe życie.

Dobra, kończę post bo ojciec chce laptop. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz