Muzyka

wtorek, 14 lutego 2017

Moje życie leży i kwiczy a ja nie wiem co z tym zrobić

Mam dwie lewe ręce, nie mam pieniędzy, nie mam ochoty wziąć się do roboty. Zamiast pracować ja wolę leniuchować. Zupełnie jak w znanej piosence. Może byłoby inaczej gdybym miał jakąś motywację, która wyciągnęłaby mnie z tego cholernego letargu... A tak to nie chce mi się nawet wstawać z fotela. Ostatnio postawiłem sobie za cel trochę ruszyć się z domu i umówiłem się z gościem w Poznaniu na sprzedanie mu kartridży od konsoli Pegasus. Trafiłem w internecie na takiego pasjonata, a że miałem w szufladzie pełno zakurzonych, nieużywanych kartridży, to dałem mu je za 50 zł. Nerwy towarzyszyły mi już od momentu załatwiania interesów na GG, a jak zajeżdżałem na umówione miejsce było mi aż słabo. Na szczęście gość okazał się sympatyczny, wszystko poszło szybko i bezproblemowo. Nie ukrywam jednak, że chciałbym zarabiać pieniądze w trochę inny sposób, a nie tylko sprzedawać stare, niepotrzebne mi już rzeczy. Nie wiem czy w obecnym stanie poradziłbym sobie z pracą codziennie po 8 godz. To wyzwanie dla człowieka także bez depresji, fobii i lęków, a co dopiero dla kogoś z takimi zaburzeniami jak moje. Męczyć się cały dzień w jakiejś robocie tylko po to żeby po powrocie nie mieć sił na nic, a pieniądze mieć jedynie na to żeby utrzymać dom i mieć na jedzenie? Dlatego coraz częściej myślę o rencie... Mój dalszy wujek, który leczy się m.in na depresję dostał taką. Ale z drugiej strony taka renta byłaby równoznaczna z pójściem na łatwiznę, poddaniem się i całkowitym mentalnym ,,zeemeryceniem". Nie wiem co dla mnie byłoby lepsze. Czasami najchętniej zamknąłbym się w pokoju i nie wychodził już NIGDY.
Ale wtedy zdaję sobie sprawę jaki błąd robię, że marnuję czas, marnuję moje życie. Bo a nóż coś bym w życiu zmienił, ODWAŻYŁ SIĘ to potem by poszło, jak kostki domina, coraz lepiej i lepiej. Więc mam taki dylemat, czy walczyć dalej o w miarę normalne, szczęśliwe życie i dalej się rozczarowywać czy odpuścić, zamknąć się w pokoju i przynajmniej być w jednym i tym samym nastroju (do dupy, ale stabilnym) cały czas...

Co zrobić żeby nie uważać się za gorszego? <myśli>
Kiedy wszyscy dookoła wręcz dobitnie starają Ci się pokazać, że właśnie tak jest. <załamka>Wiele osób patrzy na Ciebie z góry i mówi ,,jesteś za słaby/a, za głupi/a, nie poradzisz sobie z tym, czy z tym". Od Ciebie zależy czy uwierzysz im w to i poddasz się czy powiesz ,,Serio, kurwa? No to popatrz" i pokażesz na co Cię tak naprawdę stać. Ja balansuję pomiędzy jednym a drugim. Mam momenty energii i dążenia do celu, ale też poczucia zwątpienia w sens tego wszystkiego. Włożę cały mój wysiłek w jakieś przedsięwzięcie, wyjdzie ze mnie pot, krew i łzy żeby potem na końcu dowiedzieć się, że i tak cały mój trud był daremny... A potem pojawi się złośliwy głos w mojej głowie, coś w stylu ,,A nie mówiłem? Przecież jesteś z góry skazany na porażkę. Jeszcze się z tym nie pogodziłeś? Po co Ci to było? Mogłeś dalej siedzieć w chacie, na dupie, bo tylko do tego się nadajesz".<załamka>