Muzyka

czwartek, 18 kwietnia 2019

Człowiek bez planu

Nie wiem. Nie umiem. Męczy mnie. Mam dość. Chcę odpocząć. Dajcie mi święty spokój. To takie słówka, którymi można opisać mój nastrój. To się nawraca co chwilę. Raz jest euforia i gadam jak najęty, śmieję się, żartuję żeby za jakiś czas poczuć coś zgoła odmiennego. Te zmiany nastroju są okropnie męczące i nie pozwalają mi absolutnie na jakiekolwiek wzięcie się za siebie, bo nawet jak coś zacznę w przypływie energii to potem i tak dopadnie mnie ostry zjazd w dół i o tym co robiłem wcześniej najzwyczajniej w świecie zapomnę. Dopada mnie jakaś młodzieńcza demencja, otępienie. I to trwa tak cały czas, mimo, że biorę leki. A próbowałem już różnych na receptę i suplementów, witamin. Odżywiam się zdrowo. I nic. Czuję się tu obco. Mówię o tym świecie. O systemie jaki nim rządzi, o ludziach. Nie chcę brzmieć znów jakoś pesymistycznie czy dołująco, staram się teraz iść przez życie z podniesioną głową, z pewnością siebie, żeby mi ktoś czasem nie zarzucił jej braku, jestem na to już masakrycznie uczulony. Mimo to czasami muszę znaleźć jakieś ujście dla emocji, które we mnie siedzą i wariują niczym mieszkańcy zakładu psychiatrycznego. To już mnie naprawdę tak cholernie męczy. Słucham, czytam wielu ludzi w internecie, bo w prawdziwym życiu prawie mnie nie ma. Jeden mówi tak, drugi mówi inaczej. I kogo mam słuchać? Jak ja mam być pewny siebie jak nie wiem nawet jaki jest mój sens istnienia? Nie ma jednej recepty na życie, nie ma jednego przepisu, dzięku któremu wiesz, że Twoje życie potoczy się tak a nie inaczej, tak jak chcesz. Urodzenie się, życie i śmierć każdego człowieka to zawsze jakaś cholerna loteria. Nie wiadomo w jakiej rodzinie się się urodzisz, biednej czy bogatej, kochającej się czy patologicznej, nie wiadomo czy poszczęści Ci się w życiu, na to czy Ci się w życiu powiedzie, to także wypadkowa wielu czynników. A nawet jeśli zostaniesz ,,królem życia", spełnisz swe marzenia, spełnisz się jako człowiek to i tak w każdej chwili może Cię jakiś szlag trafić, wypadek czy inny rak. Niczego w tym życiu nie można być pewnym i to mnie w nim przeraża. Tyle czasu chodziłem do szkoły, wkuwałem jakieś pierdoły, kompletnie nieprzydatne a ostatecznie nie umiem nawet żyć.

Tytuł tego posta to także 548. odcinek serialu ,,Świat według Kiepski". Wiele osób go shejtowało, że dno, że żenada, że w ogóle wstyd dla aktorów, w takim gównie wystąpili, blablabla, sraty taty, majty w kraty. A ja powiem tak. Odcinek 548. może nie zachwyca jakimś wysublimowanym humorem, jednak ja spojrzałem na niego głębiej. To jest po prostu kwintesencja naszego życia, problemów społecznych. Od początku do samego końca ten odcinek perfekcyjnie obrazuje zepsucie i coraz większe wymagania kobiet względem mężczyzn. To nie pierwszy tego typu odcinek. 540. również poruszał ten temat. Żeby nie było, obecnie scenarzytami jest małżeństwo (mężczyzna i kobieta ;)) Ogólnie rzecz biorąc odcinek sprowadza się do tego iż w życiu najważniejsze są władza, pieniądze, niekiedy złodziejstwo czyli rzeczy charakterystyczne dla współczesnej cywilizacji oraz siła, agresja, dominacja czyli pozostałość po naszych bardzo wczesnych, małpich przodkach. Za to kocham ten serial. Pokazuję rzeczywistość taką jaką jest naprawdę! Bez lukru. Jak masz miękkie serce musisz mieć twardą dupę. To oczywiście zrozumiałe, żeby ludzkość przetrwała muszą dobierać się ludzie najsilniejsi, o najlepszych genach. Taki mamy instynkt. Pojechałbym tu Markiem Kotońskim, ale nie ze wszystkim też się z nim zgadzam. Żeby nie było, nie uważam żadnej płci za lepszą czy gorszą. Kocham mężczyzn, kocham kobiety, kocham genderów. Tak zostałem wychowany, w miłości do bliźniego swego. Brzydzę się nienawiścią, brakiem tolerancji, przemocą. Staram się być miły, uczynny. Czy czyni mnie to pipą? Jestem wrażliwy. Nie jestem w tym świecie skurwysynem. Mam Zespół Aspergera, jestem inny i przez to skazany na ostracyzm, na samotność. Nie jestem homo, ale myślę, że doskonale rozumiem tych wrażliwychh, którzy ukrywają się ze swoją orientacją. To straszne być innym niż większość. Cholera, marzę żeby się przeprowadzić na jakąś inną planetę, gdzie każdy każdego szanuje i żądzi nią miłość oraz przyjaźń. Autentycznie czuję, że męczę się na Ziemii, czuję się tu obco, praktycznie wszystkiego czego się tu nie dotknę zamienia się w gówno. Choć i tak mam wiele szczęścia, że mam tak kochających rodziców, dach nad głową, jedzenie. To wszystko czego człowiek potrzebuje. Dzięki rodzicom, przyjaciołom, kotom, snowi (tak się to odmienia? ;)), jedzeniu, piciu, antydepresantom, swoim zainteresowaniom jestem szczęśliwy, przynajmniej od czasu do czasu. Nikogo nie pozdrawiam żeby nikt nie czuł się pominięty. :P