Muzyka

wtorek, 4 lipca 2023

Będzie dużo pisania

To najdłuższa przerwa dotychczas jaką miałem podczas pisania bloga. Trudno będzie mi wymienić wszystkie wydarzenia jakie miały miejsce w ciągu tych dwóch lat, jednakże wymienię przynajmniej te najistotniejsze. Mniejszym wydarzeniem 2021 była wycieczka z rodzicami do Krakowa. Pierwszy raz widziałem to miasto i jego klimat zrobił na mnie niezwykłe wrażenie. W 2022 zwiedziłem kolejne miasta po raz pierwszy - Warszawę (maj) i Katowice (czerwiec), jednak już nie z rodzicami. Poznałem najważniejszą osobę w moim życiu. To Czwartusia, a dla nie wtajemniczonych w nasz żółto zielony świat - Agnieszka. Poznaliśmy się na grupie o fobii społecznej na Facebooku. Kojarzyliśmy się wzajemnie z wpisów od dłuższego czasu, ale jakoś żadne z nas nie miało odwagi napisać, aż do 27 września 2021, kiedy to napisałem do niej prywatną wiadomość. Od razu poczuliśmy, że bardzo dużo nas łączy i utwierdziliśmy się w tym przekonaniu kiedy spotkaliśmy się na żywo już 10 października. Mieliśmy szczęście, że mieszkaliśmy stosunkowo blisko siebie. Natomiast od września 2022 mieszkamy już razem, w moim i rodziców domu. 10 lipca planujemy trzydniowy wyjazd do Trójmiasta, którego już nie mogę się doczekać. 24 lutego 2022 wspólnie z Agą za pośrednictwem kociej kawiarni w Poznaniu "Kocimiętka" adoptowaliśmy kotkę Princessę. W dniu adopcji miała niecałe pół roku, dziś ma już ma blisko 2 lata. To czarno biały trochę dzikusek, ale potrafi być też mega słodka. Jest raczej kotem niewychodzącym, chociaż ostatnio próbujemy zabierać ją na spacery. Obserwujemy jak z zaciekawieniem podziwia otaczający ją świat. Mamy też kota Julka, o którym już zapewne wspominałem kiedyś na blogu. W zeszłym miesiącu skończył 10 lat. Początkowo obawialiśmy się, że mogą nie polubić się z Princessą, ale wygląda na to, że jest trochę takim starszym bratem dla Princessy. Często zdarza im się bawić razem. Kiedy wyprowadzamu Princessę Julek lubi nam towarzyszyć. Zresztą on zawsze lubił spacery. Jest też trzeci kot (biało rudy), na którego mówimy Yeti. Imię wzięło się stąd, że kiedy Aga zaczęła do mnie przyjeżdżać często mówiłem jej o nim, jednak długo nie widziała go na własne oczy. To kot przybłęda, który nie ma stałego miejsca zamieszkania i chodzi od domu do domu. Niby trochę dziki i podczas zbytniego spoufalania zaczyna podgryzać, ale nawet jemu zdarza się dołączać kiedy idziemy na spacer. W naszym życiu nie zawsze jest kolorowo. Czwartusia ma praktycznie te same zaburzenia co ja. Jest w ogóle bardzo podobna do mnie pod wieloma względami nie tylko osobowościowo, ale też biorąc pod uwagę wygląd zewnętrzny. Oboje mamy zaburzenia depresyjno lękowe i jesteśmy w spektrum autyzmu. Aga ma również silne zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne (sam również mam, jednak słabsze). Niedawno zaczęła regularnie uczęszczać do psychiatry i na terapię. Póki co efekty nie są powalające, ale mam nadzieję, że potrzeba po prostu więcej czasu. Tymczasem ja od ponad miesiąca nie biorę żadnych leków. Zrobiłem sobie przerwę i czuję się zaskakująco dobrze. Byłem w stanie ten miesiąc bez problemu przepracować przy zbiorze truskawek i męczyło mnie to bardziej niż zwykle. Teraz czekam na zbiór ogórków. Aga towarzyszyła mi przez pewien czas przy tych pierwszych zbiorach, jednak ciągle czuła się słabo i bywała blisko omdlenia. Wbrew pozorom jest to dość męcząca praca na dłuższą metę, zwłaszcza przy upale i jeśli ktoś nie jest przyzwyczajony do tego typu wysiłku fizycznego. W tym czasie Aga odstawiała też stary lek, więc może jedno i drugie miało wpływ. Tak czy inaczej oboje w najbliższym czasie planujemy zrobić profilaktyczne badania krwi. W najbliższym czasie postaram się rozwinąć trochę wyżej wymienione tematy. Pozdrawiam wszystkich czytających.

niedziela, 30 maja 2021

Najszczęśliwsze dni od niepamiętnych czasów

Miałem opisać moje najszczęśliwsze dni w 2020, ale jakoś mijały miesiące i tego nie zrobiłem. Pragnę jednak powiedzieć, że chcę jak najszybciej powtórzyć wakacyjny wyjazd z sierpnia ubiegłego roku. Nie przypominam sobie kiedy czułem się wcześniej tak zrelaksowany, odstresowany. I traktowany przez wszystkich wokoło jak człowiek, godnie i po przyjacielsku, bez wywyższania się. Jak równy z równym. Przez kilka dni w połowie sierpnia byłem z rodzicami w górach. Myślałem już od dość dawna by tam jechać, a to dlatego że mieszka tam mój przyjaciel, Łukasz, z którym piszę praktycznie codziennie od października 2012, a poznaliśmy się pod koniec grudnia 2011 na forum dotyczącym wspólnego zainteresowania. Poznaliśmy też jego rodziców, którzy okazali się bardzo gościnni i było u nich naprawdę przemiło. W trakcie wycieczki było sporo chodzenia, aż nogi w tyłek wchodziły. Zwiedziliśmy kilka miast, m.in Ustroń (jechaliśmy m.in koleją linową Czantoria), Wisłę (oglądałem m.in trening skoczków narciarskich), Wadowice, gdzie skosztowaliśmy oczywiście kremówek i zwiedziliśmy kilka miejsc, Oświęcim (Muzeum Auschwitz-Birkenau), Kalwarię Zebrzydowską. Po raz pierwszy w życiu przekroczyłem granicę kraju - byliśmy w Czechach. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to, że jest tam pełno Azjatów. W niektórych miejscach towarzyszył nam Łukasz, który od razu w naszym towarzystwie poczuł się jak członek rodziny. I my czuliśmy to samo. Spotkałem się też z innym internetowym przyjacielem - Wacławem. Najpierw spotkaliśmy się w trójkę z Łukaszem, później ostatniego już dnia udałem się z Wacławem (już bez Łukasza) w odwiedziny do mieszkającej w Gliwicach Tekli Juniewicz, która ma 114 lat. To nie pomyłka, naprawdę pani obok której usiedliśmy miała 114 lat. Urodziła się 10 czerwca 1906 na terenie dzisiejszej Ukrainy i jej wiek został zweryfikowany przez amerykańską organizację Gerontology Research Group, której Wacław jest polskim korespondentem. Organizacja zajmuje się uwierzytelnianiem wieku i prowadzeniem list najstarszych osób na świecie. Pani Tekla jest nie tylko najstarszą osobą żyjącą w Polsce, ale też najstarszą osobą w całej historii naszego kraju. Naprawdę dawno nie czułem się tak beztrosko jak podczas tych kilku dni sierpnia. Chyba ostatni raz jako dziecko kiedy jeszcze nie chodziłem do szkoły.

piątek, 18 grudnia 2020

Nareszcie zbliża się koniec 2020

Jako, że ten chyba najgorszy rok od 1945 dobiega powoli końca, postaram się opisać chociaż najciekawsze rzeczy które miały miejsce przez te parę miesięcy mojej nieobecności. A to co wspominam najmilej i będę wspominał do końca życia to letni wyjazd z rodzicami w góry. Mimo, że mam juź ćwierć wieku była to dla mnie zupełna nowość. A działo się na śląsku, oj działo. Napisałem trochę na ten temat, ale zostawiłem na później do rozwinięcia, bo chciałbym o wszystkim opowiedzieć ze szczegółamii a na tyle niestety nie mam dziś energii. Zrobiłem sobie parę dni temu prezent i kupiłem sobię harmonijkę ustną (Hohner Marine Band w stroju C) i próbuję grać. Zwlekałem z tym zakupem od dłuższego czasu, ale stwierdziłem, że nie ma co kisić pieniędzy (chodziłem trochę do pracy w tym roku więc mam wciąż trochę odłozone). Kupiłem do niej też uchwyt żeby można było grać na gitarze i na harmonijce jednocześnie. Lubię klimaty folkowe typu Bob Dylan, Simon & Garfunkel czy też jeszcze starsze kawałki. Próbuję też nagrywać własne improwizacje gitarowe. Nie rozpisałem się, ale chociaż dałem znak, że żyję. Nie wiem czy ktoś jeszcze to czyta. Pozdrawiam czytających. Może napiszę coś bardziej obszernego w bliskim czasie. ;)

niedziela, 15 marca 2020

Do koronach*ja: Spieprzaj dziadu!

Pierwszy post w tym roku, dosć późno. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze czyta starego nudziarza, Majka ;). W końcu okoliczności ułożyły się tak, że dostałem natchnienia żeby coś napisać. Siedzę w domu aktualnie. Nie, nie z powodu koronawirusa. Chociaż może to też trochę wpływa na częstotliwość mojego wychodzenia z domu, ale i tak nie mam okazji. Pracowałem kilka dni w tym roku u tego gościa, u którego parobkowałem w zeszłym roku, tylko tym razem robimy coś innego. Ale nie będę się rozpisywał o tym, bo nie mam w tym przyjemności. Chyba, że ktoś byłby ciekaw co dokładnie robiłem to powiem (napiszę). ;) Ale teraz mnie coś nie zaprasza (praca na telefon), więc albo ma mnie dość, albo czeka aż koronawirus przejdzie to będzie mnie wtedy wołał. Kto go tam wie.

Wydarzeniem roku 2020 numer jeden jak dotąd jest dla mnie spotkanie w Poznaniu, tj. zlot osób z grupy o fobii społecznej na Facebooku. Wreszcie poczułem się jakby coś w moim życiu ruszyło i że mam jakieś życie towarzyskie, a nie tylko piwniczenie. Nie przebiegło może w 100% idealnie tak jakbym chciał, ale było w porządku. Myślałem, że będę trochę bardziej rozmowny i przyznam, że trochę się sobą rozczarowałem. Jednak jak to się mówi ,,wyżej dupy nie podskoczysz" ;), jak ktoś jest z natury małomówny to choćby się zesrał nie będzie z niego Fidel Castro co by przemawiał 10 godzin. Tak czy siak, to spotkanie dało mi kopa do tego by być bardziej towarzyskim i samemu wręcz inicjować spotkania z osobami, które poznałem w internecie. I co? Akurat teraz, nie wtedy jak najchętniej zaszyłbym się w domu, teraz jak mam masę energii do spotykania się ze znajomymi przyszło to gówno z Chin. Jakby sami diabli nadali diabelscy. Nie boję się zbytnio tego wirusa, ale wprowadza mnie w depresyjny nastrój, że tyle osób już się zaraziło i zmarło, szczególnie szkoda mi Włochów, bo lubię ich kraj.

Korzystam ostatnio od czasu do czasu z Badoo i Tindera, ale bardziej traktuję to jak grę, coś jak słynne swego czasu łapanie Pokemonów, bo z tego co widzę raczej na stałe nie da się tam nikogo poznać, a tym bardziej kogoś kto by do mnie pasował. Nawet jak mi się trafi dopasowanie to dziewczyny zazwyczaj nie odpisują, albo odpisują po jednym słowie, nawet nie zdaniu. Słowie. :D I to nie jakieś modelki czy kandydatki na miss Polonia (takich nawet nie lubię, bo mają zazwyczaj ego sięgające kosmosu). Zwykłe szare myszki, mniej więcej na moim poziomie atrakcyjności, albo niektóre nawet niżej. Nie będą gadać z plebsem. Tak to odczytuję. I to tak każda. Jak jeden mąż. Nie ma wyjątków, że z którąś da się pogadać jak z równym gościem (gościówą w zasadzie ;)). Wszystkie jakby zjeżdżały z taśmy produkcyjnej z jakimś wgranym felernym programem. Wcześniej od 2014 z przerwami byłem na Sympatii. Wkurzałem się i usuwałem konto, po czym robiłem nowe i tak parę razy. Tam było lepiej, choć to nadal kiepskie miejsce na szukanie miłości. To raczej tylko dla zdrowych i neurotypowych ludzi. Dawno temu chyba opisywałem tu na blogu moją jedyną dłuższą, nieudaną relację internetową z dziewczyną poznaną na Sympatii. Szkoda strzępić ryja. Miałem wrażenie, że ona jest inna niż ta cała armia klonów, ale koniec końców potraktowała mnie jak śmiecia. Ach, jak ja wtedy jeszcze mało wiedziałem. I nadal mało wiem. Ale wtedy jeszcze mniej niż teraz. ;)

Co wam powiem to wam powiem, ale tak z perspektywy czasu jestem przekonany, że szczęścia lepiej nie szukać na portalach randkowych, bo znajdzie się, ale rozczarowanie i frustrację. Chyba, że ktoś na seks szuka, to co innego, może wtedy znajdzie swoje chwilowe szczęście. Ogólnie mówi się, że szczęścia nie powinno się utożsamiać z obecnością tej drugiej połówki i należy być szczęśliwym samemu ze sobą (mam wrażenie, że się powtarzam ;)), ale to tak jakby powiedzieć wygłodzonemu żebrakowi ,,naucz się być najedzonym tym co masz". Można być szczęśliwym sam ze sobą, ale to nigdy nie będzie pełne szczęście i zawsze będzie czegoś (kogoś) brakować. Ok. Zbliża się godz. 00:00 jak to piszę, więc dobrej nocy wszystkim a ja idę śnić o wielkiej, idealnej miłości, której każdemu kto to czyta (a jeszcze nie znalazł) życzę. ;)

niedziela, 22 grudnia 2019

ZA trudno być ZA

Trochę minęło czasu odkąd ostatnio pisałem co u mnie. A trochę się wydarzyło. Miałem dwie prace. Obie u mnie na wsi, czyli bardzo blisko. Niestety, w jednej spędziłem tylko tydzień, w drugiej miesiąc. Pierwsza to dość spora firma, zajmująca się warzywami, głównie ważeniem, pakowaniem. Następnie przewozi się je do supermarketów. Drugą dostałem jakby na urodziny, bo pierwszy dzień poszedłem 25 października, czyli w dzień moich 24. rodzin i byłem tam z przerwami do 25 listopada. To praca dorywcza u osoby prywatnej, nie na umowę. Zrywałem jabłka, jeździłem ciągnikiem, sortowałem ziemniaki itp. Mogę tam jeszcze przyjść. Musiałem zrobić przerwę, bo w pewnym momencie zacząłem czuć się na tyle źle, że musiałem umówić się do psychiatry żeby zmienić lek antydepresyjny. W pracach niezbyt dobrze sobie radzę przez depresję, lęki i Aspergera. Trudno mi się dogadać z większością ludzi i wielu nie traktuje mnie z należytym szacunkiem, co tylko wzmaga moje zaburzenia. Ciągle popełniam gafy, ośmieszam się, nie wiem co powiedzieć. Jestem raczej cichy i wycofany, zwłaszcza wśród hałaśliwych ekstrawertyków, którzy potrafią prowadzić small talk, czyli tłumacząc na polski gadać o dupie Maryni, czego ja kompletnie nie potrafię. Muszę mieć jakieś konkretne tematy. I często jak mówię to mam ton głosu i sposób konstrowania zdań jak jakiś profesor, którego zaprosili do studia TV żeby się wypowiedział w jakiejś sprawie. To mnie dobija, ,że wszędzie czuję się jak dziwadło. I ktoś powie: ,,bądź sobą", ,,bądź pewny siebie". I co mi to da? I tak nie będę akceptowany i tak, bo jestem inny, a te frazesy o byciu pewnym siebie mówią osoby, które od małego dostawały pozytywną atencję zarówno od rówieśników jak i reszty ludzi. Trzeba to przeżyć by zrozumieć jak to jest kiedy od zawsze jest się gnojonym za to jakim się jest. Cichym, spokojnym, przebywającym w świecie myśli, marzeń, introwertykiem. Taka osoba nie znajdzie akceptacji wśród ,,normalnych". Dziękuję bardzo, w takim świecie to ja nie chcę być ,,normalnym", skoro bycie ,,normalnym" rozumie się przez brak tolerancji, empatii (a rzekomo to niby osoby z ZA jej nie mają), mówienia jaki powinieneś być a jaki nie. Bądź sobą, ale się zmień tak żebyś pasował do reszty. Hahaha. Wchodzisz między wrony, musisz krakać tak jak one. Nigdzie ma miejsca na bycie sobą, nie ma miejsca na prawdziwość, pokazanie kimś się jest, swojego wnętrza. Wszędzie tylko zakłada się te maski. Co ciekawe często żeby pokazać się od tej najbardziej plugawej strony. Może przez to też mam problem z relacjami międzyludzkimi. Bo ludzie nie pokazują swojego prawdziwego oblicza i ja to podświadomie wyczuwam i przez to czuję lęk w kontaktach wtedy, w rozmowie. Kiedy rozmawiam z kimś szczerze, kiedy mówię wszystko o sobie, o swoich problemach, druga osoba to akceptuje i mówi też wszystko o sobie, wtedy lęk znika. I z taką osobą jestem w stanie wejść w bliższą relację, zaprzyjaźnić się. Wtedy dopiero tak naprawdę drugą osobę znam. Kiedy ona nie wie nic o mnie, ja o niej to nie znamy się.

„Przyjdą takie czasy, że ludzie będą szaleni, a gdy zobaczą kogoś przy zdrowych zmysłach powstaną przeciwko niemu, mówiąc: ~Jesteś szalony, bo nie jesteś do nas podobny”. Św. Antoni Pustelnik.

Życie jest nowelą, której czasem mam już dosyć

Rzadko kiedy w dorosłym życiu jest różowo. Tym bardziej kiedy ma się Aspergera. A gdy do Aspergera dodać zaburzenia depresyjno-lękowe, osobowość zależną, unikającą, zaburzenie obsesyjno-kompulsyjne wtedy tego życia praktycznie nie ma. A jeśli już jest to jest to życie naznaczone cierpieniem, z przerwami na odrobinę przyjemnych czynności. Niestety tak to wygląda zazwyczaj w moim przypadku. Choć wiem też przecież, że są ludzie z tym zaburzeniem, którzy radzą sobie w dorosłym życiu całkiem nieźle, kończą studia, dostają dobrą pracę, zakładają rodziny, mają dzieci, są samodzielni, szanowani. Wiele się mówi o dzieciach w spektrum autyznmu, a o dorosłych? Jeśli są jednostkami wybitnymi, geniuszami jak Einstein, Newton, Mozart, czy też bardziej współcześni jak Messi, Bill Gates, Steve Jobs, Mark Zuckerberg. Co jednak z dorosłymi, którzy nie dostali takich predyspozycji jak wyżej wymienieni? Tutaj już zostaje spuszczona zasłona milczenia. Otóż statystyki są zatrważające:

,Według badania przeprowadzonego przez Toronto Redpath Centre ludzie z ASD są nieproporcjonalnie samotni względem reszty populacji, Jedynie 32% badanych przyznało kiedykolwiek że było w relacji, podczas kiedy jedynie 9% badanych przyznało że jest po ślubie. W ogólnej populacji - blisko 50% dorosłych jest po ślubie".
,,Około 90% autystyków jest bezrobotnych albo pracuje za najniższe stawki".
,,W ciągu najbliższej dekady przybędzie blisko pół milinona osób z autyzmem. Z czego 85% procent tych którzy zdecydują się na studia pozostanie bezrobotnych w porównaniu do bezrobocia w USA które wynosi 4.5%"
,,W Stanach Zjednoczonych jedynie 35% 18-latków z autyzmem wysokofunkcjonującym decyduje się na studia. Z czego wszystkich tych którzy otrzymali dyplom i wykształcenie wyższe jedynie 15% znalazło pracę. Bezrobocie wśród autystyków z wykształceniem wyższym jest gigantyczne podczas kiedy ogół populacji w Stanach na wszystkich poziomach edukacji ma zaledwie 4.5% bezrobocia"
,,Badanie opublikowane przez Uniwersytet Psychiatrii w Lancet pokazuje że intencje dotyczące samobójstwa wśród ludzi z Aspergerem są blisko 4x większe niż u populacji generalnej 66 kontra 17%. Blisko jedna trzecia ludzi z Aspergerem miała przynajmniej jedną próbę samobójczą w ciągu życia. Zachowania prowadzące do samobójstwa są dużo częstsze u ludzi z Aspergerem w ogólnej historii badań depresji"
,,Główną przyczyną zgonów u ludzi z autyzmem wysokofunkcjonącym jest samobójstwo".
,,Normalni, neurotypiczni ludzi nie życzą sobie i unikają kontaktów z osobami z autyzmem. Autystycy są oceniani jako dziwni, mniej atrakcyjni fizycznie, i mniej przystępni w kilka sekund"
,,Mężczyźni z chorobami psychicznymi są mniej płodni. Nie dotyczy to kobiet"
,,Neurotypiczni ludzie (a w szczególności kobiety) są w stanie z łatwością ocenić czy ktoś ma autyzm albo inne schorzenie psychicznie patrząc po prostu na jego twarz i odnajdując określone wzorce. Autystycy mają z reguły bardzo niskie fHWR. Neurotycyzm jest identyfikowalny przez określone paradygmaty związane z wyglądem twarzy"
,,.Blisko 73% dzieci z Zespołem Aspergera doświadcza gnębienia w publicznej szkole. W przeciwieństwie do szkół ze specjalnym nauczaniem - jedynie 18%.
Gnębienie dzieci z Zespołem Aspergera doprowadza do wykształcenia się u nich skłonności socjopatycznych szybciej niż u innych ludzi. Dodatkowo dzieci z Aspergerem ktore były gnębione w szkole mają znacząco większy procent zachorowań na depresję i stany lękowe które w efekcie prowadzą do samobójstwa"
,,Kobiety wiążą się z mężczyznami z AS głównie ze względu na pieniądze. One same opisują relację z autystykami jako - wyniszczające, dziwne, nie do zniesienia.
Jedynym powodem dla jakiego są z takimi osobami to dobra sytuacja materialna i zegar biologiczny który zaczął tykać i muszą się pośpieszyć z przekazaniem genów dalej"
,,Autystycy oraz ludzie z Aspergerem przez większość życia pozostają samotni i ignorowani - nawet przez rodzinę".
,,Dzieci z autyzmem i Aspergerem są mordowane przez swoich rodziców dużo częściej niż normalne dzieci. Przywiązuje się im również znacząco mniej uwagi niż dzieciom normalnym. Autyzm i Asperger są uważane za słaby zestaw genów, niewarty uwagi ponieważ autyzm i Asperger znacząco redukują szansę na sukcesywną reprodukcję w przyszłości".
,,Autystycy mają statystycznie dużo cięższe życie niż osoby neurotypiczne, dużo ciężej osiągają cele charakterystyczne dla normalnych osób takie jak - sukces zawodowy, stabilizacja życiowa czy relacje"
,,Ludzie z autyzmem nie otrzymują praktycznie żadnego wsparcia. Wręcz przeciwnie, wiele rzeczy jest im utrudnianych".
,,Osoby z autyzmem wysokofunkcjonującym i Aspergerem mają bardzo duże trudności z wykonywaniem nawet podstawowych czynności i posiadają dużo mniej umiejętności które pozwalają im radzić sobie w przeciętnym życiu. Niekiedy nie potrafią sami wyjść z domu, nie potrafią oszczędzać, są niepunktualni, nie potrafią gotować, prasować czy ogólnie zadbać o dom, autystycy zaczynają również pracę "poziomu wejścia" statycznie 5 lat później od osoby neurotypicznej. Dla autystyka jest to wiek 25-26 lat, dla osoby neurotypicznej 19-20 lat. Autystycy również zaczynają od dużo niższych godzin pracy pracując zaledwie na 1/2 etatu a niekiedy nawet na 1/4".
,,Osoby z autyzmem są zwalniane dużo częściej niż osoby neurotypiczne".
,,45% mężczyzn zostaje do końca życia prawiczkami"

Czytałem też kiedyś, że wiele osób z Zespołem Aspergera zostaje również bezdomnymi.

niedziela, 4 sierpnia 2019

Niewypowiedzianie pusta pustka

Nie mogę sobie znaleźć miejsca. A to chodzę bez celu, spaceruję po polach i łąkach, a to siadam przed laptopem, a to leżę. Nieważne co bym robił, gdzie bym poszedł, w każdym miejscu czuję niewypowiedzianą nudę, pustkę i marazm. W mojej głowie próżno szukać choć jednej optymistycznej myśli, wszystko jest jakby spowite mgłą, nieostre. Na chwilę przyjemność daje mi picie, jedzenie, oglądanie różnych rzeczy w internecie, m.in oglądanie mojego ulubionego serialu ,,Świat według Kiepskich". Jutro mam zamiar umówić się do psychologa, może chociaż spróbuje mi pomóc poukładać te puzzle z kawałków, na które rozpadł się mój mózg. Czuję codziennie, że nic dobrego mnie nie czeka. Snuję ponure wizje przyszłości, w cierpieniu, samotności, niezrozumieniu, odrzuceniu, braku akceptacji. Właściwie to już ją sobie w głowie zaplanowałem, albo zaplanowały za mnie te depresyjne myśli, bo ja tego nie chcę. Marzę o miłości, zrozumieniu, akceptacji, poczuciu, że jestem dla kogoś ważny. Ale to takie marzenie ściętej głowy. Jak bym się nie obrócił - zawsze dupa z tyłu. Wszystko czego się dotknę zamienia się w gówno. I w relacjach z ludźmi i z szukaniem pracy, i z robieniem prawo jazdy. Gdybym chociaż był lepiej motywowany przez rodziców, chwalony zamiast ciągłej presji, wymagań to może byłoby trochę inaczej. Ciągłe niepowodzenia na wszystkich możliwych polach spowodowały, że nie chce mi się kompletnie nic. Najchętniej nie wychodziłbym z domu. I żeby pieniądze same napływały ot tak, za nic. Albo jako wynagrodzenie za moje cierpienie i ascetyzm. Po co się starać jak i tak moje wysiłki i tak zawsze spełzają na niczym? Marzę o jakiejś rencie. Żeby nie musieć znowu żałośnie ponawiać prób życia jak normalny człowiek. Nie będe nigdy żył jak normalny dorosły. Od wielu lat przyglądam się temu jak ludzie żyją i to nie dla mnie. Dla mnie rajem jest kiedy nic mnie nie goni, nie mam presji, stresu, mogę robić sobie co chcę, kiedy chcę. Praca to koszmar, zniewolenie. Tak samo małżeństwo, dzieci, ten natłok obowiązków. Wiem, że z moimi problemami nie podołałbym. Zawsze będę tym pieprzonym Piotrusiem Panem, który nie chce, a może nie potrafi dorosnąć. Niby marzę o związku z kobietą, ale takim bardziej opartym na przyjaźni aniżeli pożądaniu, w takim którym nie ma dzieci, ale są koty. ;) Takim, w którym jest obopólny szacunek, zrozumienie, wsparcie, wierność, szczerość. Mało co interesuje mnie seks. Często wydaje mi się, że już homoseksualista ma łatwiej znaleźć taką osobę do związku niż wrażliwy, prawie aseksualny hetero-romantyk, takie dziwadło nie przystające do żadnej grupy społecznej. Jeśli Bóg istnieje to jaki miał cel w stworzeniu czegoś takiego jak ja? Przecież ja jestem psu na budę tu potrzebny. Ani nie przedłużę gatunku, bo mam gówniane geny, ani nie jestem drugim Stevem Jobsem czy Elonem Muskiem żeby przysłużyć się czymś światu. Może gdybym miał jakiś lepszy start w życiu, jakby moi rodzice byli bogatsi, sami byli bardziej ekstrawertyczni, pewniejsi siebie, potrafili wyłapywać we mnie mocne cechy i je pielęgnować zamiast gnoić za te słabe, może jeszcze by coś ze mnie wyrosło. Marzyłem o pójściu do liceum plastycznego, ale rodzice zmusili mnie do pójścia do zawodówki o profilu mechanik i operator maszyn i pojazdów rolniczych, mimo, że w ogóle mnie to nie interesowało. A że mamy małe gospodarstwo, a ta szkoła jest nie tak daleko ode mnie to uznali, że to będzie dobre dla mnie. Jedyne czego się tam nauczyłem to to, że jestem debilem, gorszym od innych. Po wyjściu ze szkoły już nie chciałem mieć absolutnie nic wspólnego z rolnictwem. Jedyne co to nauczyciele byli w porządku, m.in bardzo miła pani od polskiego, która jako jedna z nielicznych dostrzegła we mnie wartościowego człowieka. Nie tak dawno temu nawet zamieniłem z nią parę zdań przez FB.


Muszę się wygadać jakiemuś psychologowi. Wątpię żeby pomógł tak na dłuższą metę, ale zawsze to jakaś ulga. No bo co mi może poradzić, powie mi jak żyć? ,,Wyjdź do ludzi", ,,idź pobiegaj"? Może jeszcze ,,weź kredyt i zmień pracę"? :P