Muzyka

piątek, 4 września 2015

Odstawienie leków, pierdzielnik w głowie...

Niedawno skończyły mi się antydepresanty. Pierwsze dni były najgorsze. Czułem jakbym miał zaraz wykitować, byłem wiecznie podenerwowany, bolał mnie łeb, było mi słabo, miałem mdłości, miałem przez jakiś czas nawet podniesioną temperaturę.

Mam problem ogólnie z wpisami na tym blogu. Teoretycznie dużo dzieję się, a ja nijak nie potrafię, albo nie chce mi się tego układać w zdania. W ogóle odczuwam brak sensu pisania tutaj.

Jeśli miałbym ocenić moje obecne samopoczucie to takie 4, może 5/10. A ten tytułowy pierdzielnik w głowie nie wynika z odstawienia leków, tylko towarzyszy mi zawsze. Obawiam się też, że nigdy nie zniknie... Czuję się jakbym był chory psychicznie. Choć mam tylko Zespół Aspergera, czuję jakby to był autyzm. Nie potrafię nigdy poczuć się w pełni szczęśliwy. Ciągle odczuwam, nawet pomimo pozornego zadowolenia ciągły lęk, niepewność. Znalazłem fajną dziewczynę, chciałbym się z nią spotkać, i tu zaczynają się schody, bo ona mieszka 192 km ode mnie, choć czasem bywa u swoich dziadków, a to jest bliżej (149 km). Ktoś powiedziałby "chłopie, a co to za problem?" Problemem jest dla mnie nie tylko odległość a dosłownie wszystko, bo jestem dzieckiem specjalnej troski, które nie potrafi/boi się (?) cokolwiek sam zrobić, czego nie załatwią za niego rodzice. Myślałem, żeby przyjechać do niej pociągiem, bo tak byłoby chyba najlepiej. Nie chcę żeby ktoś mnie podwoził samochodem, byłoby mi wstyd, ale samą myśl, że SAM miałbym jechać pociągiem już jestem zsikany. Boję się, że coś pomylę, zgubię się, wsiądę nie do tego pociągu co trzeba. Wiem, to żałosne. Sam samochodem nie pojadę, bo nie mam prawa jazdy, choć jestem w trakcie robienia, ale uważam, że samochód wymyślił szatan, bo ja się zupełnie nie widzę jako kierowca, jakbym miał sam jechać jakąś zatłoczoną drogą to non stop byłbym zsikany, że pozabijam siebie i kogoś. Mam szacunek przeogromny dla każdego kto się tego nie boi. Boże. Pracy też nie mam, tylko siedzę w chacie i przez większość czasu się opierdalam brzydko mówiąc. Żrę, śpię i siedzę na laptopie. Czy ja jestem mężczyzną? Chyba raczej nie. Jestem ciotą. Mężczyzna, taki żeby zainteresowała się nim kobieta musi mieć pracę, samochód, być pewny siebie, zaradny, a ja jestem proszę państwa dupa. Normalna dupa wołowa. Może i jestem pozornie interesujący, potrafię pisać z dziewczyną tak, że razem żartujemy, śmiejemy się, flirtujemy. Ale dam sobie głowę uciąć, że jakby się dowiedziała, że w realu jestem takim debilem, który nawet nie potrafi pójść sam do kina, do lekarza, wyjechać na wakacje, nie potrafi rozmawiać z ludźmi, ma 0 znajomych w prawdziwym życiu, który boi się załatwić sam praktycznie wszystko, to nie chciałaby mnie znać. Dziękuję za uwagę. Dobranoc.

czwartek, 27 sierpnia 2015

Co nowego u mnie

Tak więc kontynuuję ten blog, którego bohaterem jest moja osoba i jej szeroko pojęte problemy. Problem jednak w tym, że kompletnie nie chce mi się tu pisać (choć jest o czym) więc posty będą raczej dosyć krótkie. W ostatnich dniach wydarzyło się wiele rzeczy mniej lub bardziej istotnych. O tych najistotniejszych wspomniałem we wcześniejszym poście. Jeśli chodzi o resztę to niemałe zamieszanie w moim życiu wywołała wichura, nawałnica, czy jak to tam nazwać, która przewróciła dwa wielkie drzewa na moim terenie oraz kilka dość grubych gałęzi. Było cięcia i zwożenia drzewa od cholery. Musiałem się dość sporo narobić, a tego nie cierpię, bo jestem z natury leniem i się do tego przyznaję otwarcie. Praca, a zwłaszcza taka, za którą mi nie płacą to dla mnie męczarnia.

Byłem dziś w galerii handlowej, by kupić koszulkę, w której pójdę na 18-stkę kuzyna, który jest tak naprawdę synem brata mojego dziadka. Wreszcie jakieś urozmaicenie monotonii mojego życia.

wtorek, 18 sierpnia 2015

Powrót po długiej nieobecności

W końcu piszę nowy post. Nie zrobiłbym tego gdyby nie przyjaciel, który mnie o to po poprosił. W sumie już nawet zapomniałem o tym blogu i pisanie na nim już mi się dość sprzykrzyło, ale dla niego postaram się znowu coś wybełkotać. Od czego by tu zacząć? Przez niespełna 5 miesięcy mojej nieobecności wydarzyły się właściwie tylko dwie istotne dla mnie rzeczy. Pierwsza to taka, że zacząłem robić prawo jazdy. :( Muszę się sprężać, bo ponoć od 2016 ma być jeszcze trudniej zdać. Tylko jakoś czarno to widzę, bo jak tylko zasiadam za kółkiem, to robię błąd za błędem i ogólnie czuję się bardzo źle, niepewnie. Szkoda gadać. Druga z ważnych rzeczy to taka, że poznałem pewną dziewczynę. Poznaliśmy się 1 sierpnia tego roku przez, a może nawet dzięki portalowi Sympatia, na którym konto z przerwami mam od ok. lata 2014. Przez ten rok korzystania zdążyłem go konkretnie znienawidzić, dziewczyny mnie rozczarowały, aż do dnia, w którym poznałem Ją, Olgę, zupełnie inną niż te, które poznałem do tej pory. Ale to temat na osobny temat, a dzisiaj nie mam natchnienia żeby tak ze szczegółami pisać. :)

piątek, 27 marca 2015

Powrót

Wróciłem po ponad miesiącu nieobecności. Czy wydarzyło się coś ciekawego przez ten czas? 117 lat skończyła Misao Okawa, ur, 5 marca 1898 najstarsza żyjąca osoba na świecie, 5. najstarsza osoba w historii świata, najstarsza w historii Japonii). Czy coś ciekawego wydarzyło się w moim życiu? Tę kwestię wolałbym przemilczeć...

sobota, 14 lutego 2015

Co u mnie nowego...

Dziś "walę tynki". Szczerze, guzik mnie obchodzi ten dzień. Dla mnie to dzień jak co dzień. Podobnie jak święta.

W ostatnich dniach trochę się wydarzyło. 27 stycznia byłem znów u psychiatry, ostatecznie potwierdziła, że mam Zespół Aspergera. Znów będę brał leki przez pół roku (Mozarin i Risperon). Czuję się lepiej, choć wolałbym czuć się tak jednak bez leków. Dodatkowo coraz lepsza pogoda wpływa na mnie pozytywnie. Od wczoraj zacząłem Terapię Richardsa (dla niewtajemniczonych - dotyczy ona fobii społecznej i można ją ściągnąć za darmo z internetu). Na 23 marca mam kolejną wizytę u psychologa. Nie wierzę, że stanę się w pełni normalny, natury nie oszukam, ale mogę się jako tako nauczyć żyć w społeczeństwie. Raczej będę do końca życia sam, nie założę rodziny, gdyż dla mnie życie nawet bez obciążenia jakim jest żona, dzieci, jest po prostu czarną magią. Teraz planuję w końcu zrobić prawo jazdy i znaleźć pracę. A co dalej? Niech się dzieje wola nieba...

wtorek, 3 lutego 2015

Dzień, w którym umarła muzyka

Dziś przypada 56. rocznica katastrofy lotniczej, w której zginęli muzycy rockendrolowi: Buddy Holly, Ritchie Valens i Jiles Perry Richardson (Big Bopper). Kocham muzykę zwłaszcza tego pierwszego. Gdyby ktoś nie wiedział, na dokonaniach muzycznych Buddy'ego wzorowali się The Beatles, The Rolling Stones i wiele innych zespołów lat 60.

czwartek, 22 stycznia 2015

Szajba

W ostatnich dniach kompletnie odbija mi szajba. Nerwy sięgają zenitu, krzyczę na matkę o byle co i nie potrafię nad tym panować. W dodatku targa mną ogromne poczucie winy, które wywołują rodzice, zwłaszcza matka. Czuję się przez to wszystko tak, że pragnę śmierci. W teście na depresję Becka wyszły mi 43 punkty. Szczęście, że 27 stycznia mam wizytę u psychiatry. W końcu dostanę jakieś nowe leki, po których zacznę się czuć jak człowiek...

sobota, 17 stycznia 2015

Kolejny dzień z życia wariata

Moje samopoczucia dzielą się na:
* JMZW - Jakbym miał zaraz wykitować (3 wersje: łagodna, umiarkowana i nie do zniesienia)
* Nijak
* JND - Jak na dragach

Ostatnio codziennie dokucza mi JMZW. W jego skład wchodzi przyśpieszone bicie serca, uczucie lęku bez wyraźnej przyczyny, myśli o chorobach i śmierci, przekonanie, że przed każdym wychodzę na idiotę i każdy mnie za takiego uważa (nie bezpodstawne). Do tego czuję się potwornie ociężały, zarówno psychicznie jak i fizycznie. Nie mam siły prawie na nic. Sam nie wiem jak mogę w takim stanie chodzić do szkoły i uczyć się. Jak mam napisać jakieś wypracowanie to tylko na leżąco, z kartką na podkładce pod laptopa. Nie ma mowy żebym to ja szukał informacji i układał materiał na wypracowanie. Robi to za mnie matka, po czym dyktuje mi co mam pisać. Nawet gdybym sam miał przepisywać, bez dyktowania to byłby dla mnie okropny ból. W szkole dostaję słabe oceny, bo prawie nie jestem w stanie przyswajać nowej wiedzy, przychodzi mi to z wielkim trudem. Nawet z polskiego, z którego kiedyś byłem najlepszy w klasie dostałem 2 na koniec semestru. Z angielskiego dostałem 4 z odpowiedzi ustnej (na koniec 3), ale to tylko i wyłącznie dlatego, że pamiętałem to czego nauczyłem się z wcześniejszych klas.

Dzisiaj za to miałem fuksa o jakim się fizjologom nie śniło, jeśli chodzi o Wiedzę o Społeczeństwie. Zacznijmy może od początku. Tego dnia mieliśmy też egzamin pisemny z matematyki, która jest moją piętą achillesową oraz odpowiedź ustną z polskiego (jak wyżej wspomniałem, dostałem 2), na której nie byłem tydzień wcześniej, ze względu na to, że musiałem wyjść z paru lekcji by móc jechać na spotkanie fobików do Poznania, ale nie dziś o tym. Więc, nie wiedziałem o tym, że dziś egzamin ustny z WOS-u, usłyszałem o tym dopiero tuż przed tą lekcją, nie uczyłem się nic a nic wcześniej. Na egzamin wchodziliśmy pojedynczo. Na korytarzu stało lub siedziało parę osób w oczekiwaniu na swoją kolej. Dostaliśmy z tydzień-dwa wcześniej od nauczycielki kartkę z 46. pytaniami, na które odpowiedzi mieliśmy na pamięć wykuć. Myśląc jak w opłakanej sytuacji się znajduję (poza tym WOS nigdy nie był moją mocną stroną), zacząłem w pośpiechu szukać odpowiedzi w internecie na telefonie (komórce, smartfonie, jak to woli) i próbując jak najwięcej ich wbić sobie do "ryja", jak ja to mówię. :) Nawet jedna dziewczyna zauważyła to, a ona miała na kartce wydrukowane odpowiedzi. Powiedziała, że mogę od niej wziąć i szybko skserować. Nie zrobiłem tego, bo dla mnie nawet załatwienie tak błahej sprawy to wyżyny odwagi i zaradności. Ostatecznie pożyczyła mi chwilowo swoją kartkę. Przyszła moja kolej i wszedłem do klasy, pani kazała mi wylosować dwa pytania. Emocje sięgały zenitu, pytań było 46, a ja zdążyłem zapamiętać raptem kilka odpowiedzi. Ku mojemu zaskoczeniu wylosowałem właśnie to o czym czytałem najwięcej, w dodatku były to łatwe pytania. I dostałem 4. Ja i 4 z WOS-u, to ci dopiero. Powinienem czuć się JND i częściowo tak też się czułem, ale zaraz po powrocie do domu wróciło JMZW. Sama myśl, że muszę jechać jutro do szkoły (albo jak wolę mówić - do budy) sprawia, że czuję się, że jakbym postarzał się o kilkadziesiąt lat.

I znów myślę wciąż o tym, że zrobiłem z siebie głupka, bo nie skserowałem kartki od tej dziewczyny i potem postanowiła dać mi swoją. Wręcz wydaję mi się, że usłyszałem na własne uszy, że ona powiedziała do kogoś, że jestem idiotą...

piątek, 16 stycznia 2015

Ethel Lang (1900-2015)

15 stycznia 2015 w wieku 114 lat i 233 dni zmarła najstarsza żyjąca mieszkanka Wielkiej Brytanii, Angielka Ethel Lang (ur. 27 maja 1900). Była ostatnią Brytyjką urodzoną w XIX wieku, ostatnią Brytyjką urodzoną za czasów panowania Wiktorii Hanowerskiej (ur. 24 maja 1819, zm. 22 stycznia 1901) oraz ostatnią Brytyjką urodzoną przed matką królowej Elżbiety, Elżbietą Bowes-Lyon (ur. 4 sierpnia 1900, zm. 30 marca 2002). Ethel Lang jest 49. najstarszą osobą w historii, której wiek został zweryfikowany, w tym 4. najstarszą Brytyjką. Najstarszą żyjącą osobą w Wielkiej Brytanii zostaje teraz Gladys Hermiston Hooper (ur. 18 stycznia 1903).

czwartek, 15 stycznia 2015

Nerwica, lęki, dziwactwa

Normalnie wstydziłbym się o tym pisać, ale w końcu uznałem, że jest to "blog jajowy". Słowo "jajowy" pochodzi od słowa "ja". "Blog jajowy" jest więc alternatywą dla "blog mój". I ja ogólnie jestem jajcarz. A tak na serio to poważnie ryzykuję pisząc to wszystko. Jeszcze ktoś to przeczyta i zamkną mnie w wariatkowie. Mam wiele różnych natręctw, dziwactw. Nerwica natręctw zazwyczaj kojarzona jest np. z obsesyjnym myciem rąk. Ja akurat tego nie mam, za to np. od urodzenia mam tak, że do jedzenia używam tylko wybranych sztućców i talerzy. Jak ktoś się zapomni i poda mi złą łyżkę, talerz to wybucham złością, choć nie jest to prawdziwa złość, raczej balansuje ona na granicy żartobliwej i prawdziwej złości. Zdaję sobie sprawę z tego, że niektóre moje zachowania, odchyły są komiczne i dziecinne. Nieraz jak chodzę po pokoju z kąta w kąt to muszę po parę razy puknąć ręką w ścianę. Jest tego więcej, ale nie chce mi się już wymieniać. Jednak te fizyczne natręctwa są lekkie i nie utrudniają zbytnio życia. Gorsze są natręctwa myślowe. Potrafię w nieskończoność rozpamiętywać sytuacje z przeszłości, w których np. wyszedłem na głupka (a wyszedłem wielokrotnie), mogłem coś zrobić a tego nie zrobiłem. Nawet ostatnio taka głupota, na którą nikt normalny nie zwróciłby uwagi - mogłem napisać jakiś post pomiędzy 2 a 12 stycznia 2015. I teraz jakoś razi mnie to wizualnie. Możecie mnie wziąć za idiotę, ja już mam coraz bardziej na to wszystko wy***ne (przepraszam za wyrażenie)...

środa, 14 stycznia 2015

"Moje Kiepskie Życie"

Tytuł dzisiejszego tematu to tytuł 393. odcinka serialu Świat według Kiepskich, w którym to Halina Kiepska opisuje swoje życiu u boku męża Ferdynanda. Tak się składa, że dzisiaj mija pierwsza rocznica mojej wizyty na planie tegoż serialu. Znalazłem się tam dzięki wygranej w konkursie na Facebookowym profilu tego serialu. Trzeba było przebrać się za jedną z postaci w nim występujących. Wybrałem Badurę, ze względu na fizyczne podobieństwo... Dodam, że to nie był mój pierwszy udział w konkursie. Wcześniej przebrałem się za listonosza Edzia. Do ATM Studio zabrałem mojego kuzyna, choć tak naprawdę to kuzyn mojego ojca, z tym, że jest ode mnie prawie 5 lat młodszy. Widzieliśmy się z Boczkiem, czyli Dariuszem Gnatowskim, Badurą (Lech Dyblik) oraz Halinką (Marzena Kipiel-Sztuka). Akurat kręcona była scena rozmowy Ferdka (Andrzej Grabowski) i Kozłowskiego (Andrzej Gałła) na ławce w parku, tzn. w tle dawali tzw. greenbox, park został dodany komputerowo. Walduś (Bartosz Żukowski) jak nas zobaczył to uciekł. Paździocha nie spotkaliśmy, schowała się gdzieś menda... Dodam jako ciekawostkę, że tego dnia, 14 stycznia 2014, o godzinie 10:06 po raz pierwszy w historii świata przekroczyłem granicę mojego województwa. Nigdy nie byłem tak daleko od domu.

Tutaj z Halinką. Ja (po lewej) i tak ma kiepściejsze życie od niej...

wtorek, 13 stycznia 2015

Its maj lajf

Budzę się i pierwsze co czuję to przyśpieszone bicie serca. Po śniadaniu biorę więc pół Spamilanu, choć walczę z tym by nie musieć go brać. Przez większość dnia czuje się jakbym ważył 200 kilo i miał za chwilę zejść na zawał. Często czuję, że jest mi okropnie zimno, mimo, że w pokoju jest 20 stopni. Każdy mój dzień wygląda podobnie. Wstaję, mama robi mi śniadanie, siedzę przed laptopem, chodzę po pokoju, gram na gitarze, przekąszam różne moje przekąski takie jak ziarna słonecznika, ziarna dyni, siemię lniane, płatki owsiane popijane wodą, otręby, gorzką czekoladę. To wszystko często jem z jogurtem naturalnym. Wiję wodę mineralną, kefiry, mleko, herbatę zieloną i kawę zbożową. Mam bzika na punkcie swojego zdrowia, ciągle wydaje mi się, że jestem ciężko chory i zaraz umrę. Najczęstsze moje wyjścia z domu to spacer z psami polną drogą. Nie pamiętam czy wspominałem (a do tego co napisałem nie chcę zaglądać, bo się tego wstydzę), mieszkam w małej wsi ok. 300 mieszkańców i nie ma tu gdzie wyjść. Dookoła są tylko pola, lasy, łąki, zarośnięty staw, trzech sąsiadów. Jeden to pijak, drugi koniarz, trzeci rolnik i do tego stary kawaler (nadawałby się do popularnego ostatnio programu TVP, ale to tak swoją drogą). Dalej nie ma co opisywać, bo wszystko w moim życiu się powtarza, albo wstyd się przyznać. Wstyd i lęk to coś co towarzyszy mi praktycznie codziennie. Nawet jak to piszę to ogarnia mnie panika, że ktoś może to skomentować, że ktoś zbeszta mnie za to, że jestem taką łajzą. Moje życie towarzyskie nie istnieje poza internetem, choć przedwczoraj udało mi się spotkać z dwoma osobami z forum o fobii społecznej. Z jednej strony fajnie wyrwać się z tej chaty, w której codziennie gniję, z drugiej dobił mnie fakt, że okazałem się być sto razy cięższym przypadkiem.

To nie jest tak, że siedzę w domu, bo jest mi tak dobrze. Robię to wbrew własnej woli. Czuję, że nie mam wyboru i jestem na to skazany. Taka moja twierdza i jednocześnie więzienie. Boję się świata i dorosłego życia, załatwiania spraw. Na wszystkich płaszczyznach. Ogólnie kontaktów międzyludzkich. Cała istota mojego cierpienia (nie robię z siebie jakiegoś męczennika, tylko mówię jak jest) opiera się na paradoksie. Z jednej strony siedząc w domu czuję samotność, pustkę, lęk, częściową anhedonię, apatię. Brakuje mi czegoś, może to kontakt z ludźmi, stabilizacja życiowa, może potrzebuje czuć się w jakiś sposób spełniony. Czasem czuję taką euforię, że wydaję mi się, że mogę wszystko zmienić, siebie zmienić, nauczyć się żyć. Następnego dnia jednak wszystko pryska jak bańka mydlana i jestem znowu w tym samym, martwym punkcie. Kontynuując opis paradoksu, z drugiej strony nie wyobrażam sobie siebie wśród ludzi, ani jako pewnego siebie, samodzielnego człowieka, który może coś osiągnąć. Jak gamoń, który boi się dosłownie wszystkiego może cokolwiek osiągnąć, przecież to nierealne.

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Spam

Często, szczególnie w godzinach popołudniowych dostaję wiadomości od mózgu...

"Majkel, debilu coś ty narobił. Po co zabierasz się za coś czego nie umiesz zrobić? Znowu zrobiłeś z siebie ch**a, zaraz wszyscy dowiedzą się jakim jesteś zjebem. Widzisz tych ludzi wokół? Oni potrafią żyć, rozmawiać, bawić się. Zaraz sprawię, że staniesz się w ich oczach nadętym bufonem, niespełna rozumu dzieckiem specjalnej troski. Chcesz się do kogoś odezwać? Haha, przecież oni widzą od razu, że z tobą jest coś nie tak. Próbuj udawać, że jest inaczej. Zaraz przekonasz się, że udawanie, tak samo jak kłamstwo ma krótkie nogi. I obnażysz się przed nimi w całej swej żałosnej okazałości. Bo jak nazwać osobę która cały czas tylko milczy, a jak ma coś załatwić to zapomina jak się nazywa - debil, proste.
  Widzisz, inteligentni ludzie wychodzą z domu, studiują, nawiązują luźne znajomości, potrafią załatwiać różne dorosłe sprawy, są zaradni, mają swój dom, rodzinę, plany. Tylko spróbuj się do nich porównać to tak cię urządzę, że ruski miesiąc popamiętasz. Zapamiętaj, że wszystkie twoje plany nie mają racji bytu i są z góry skazane na niepowodzenie. Bój się komentarzy, reakcji każdego. Spowoduję również, że każdy kto stanie na twojej drodze zmiesza cię z błotem za to, że jesteś żałosną niedołęgą, która jedyne co potrafi to się nad sobą użalać. Siedź zamknięty całymi dniami w swoim pokoju, obserwuj życie innych dzięki Facebookowi i patrz jak powinno wyglądać prawdziwe, szczęśliwe, udane życie, którego nigdy nie zaznasz. Niech samotność i brak perspektyw wiercą ci dziurę w głowie, wypalają oczy, obdzierają ze skóry... Niech pożera cię poczucie winy, że nic nie robisz nic, tylko się lenisz, a przecież mógłbyś zrobić tyle pożytecznych rzeczy. W dupie ci się poprzewracało. Tylko byś na wszystko narzekał. Czego ci brakuje? Masz pasożycie dwie ręce, dwie nogi, masz co jeść, gdzie spać. Ale ty wolisz zrażać do siebie wszystkich swoim negatywnym nastawieniem do świata, który jest taki piękny. Zresztą co ty możesz wiedzieć o życiu, gówniarzu jak ty życia nie znasz. Ludzie mają takie problemy w życiu, więc co to będzie za parę lat skoro teraz dla ciebie problemem jest pójście do sklepu? Ty chyba sobie kpisz, ty chcesz uczestniczyć w dorosłym życiu? Lepiej schowaj się w tej swojej norze i nie wychylaj zbytnio, bo sam dobrze wiesz, że nic nie umiesz i na niczym się nie znasz. Już dobrze wiesz jak skończysz..."

piątek, 2 stycznia 2015

Dzień dobry...

W międzyczasie nastał nowy rok. Jeśli miałbym podsumować 2014, był to rok nudny, jałowy, który w większości spędziłem w domu przed laptopem. Cierpię na samotność, jednocześnie boję się sytuacji towarzyskich, unikam ich gdyż jak już wcześniej wspomniałem mam również fobię społeczną. Tak więc wegetuję sobie w domu, moje wyjścia z niego ograniczają się do pójścia na spacer, prac okołodomowych, wyjazdu do rodziny, do sklepu, szkoły. Obecnie nie mam żadnych kolegów, przyjaciół w realnym świecie. Namiastkę życia towarzyskiego mam dzięki internetowi, to tutaj nawiązuję znajomości, rozmawiam z ludźmi. Co więcej, nie zanosi się wcale by ta cała sytuacja uległa zmianie. Unikając ludzi i uciekając samotność wybieram w moim odczuciu mniejsze zło. Wydaje mi się, że każdy ma mnie za głupka i tylko czeka na okazję żeby mnie wyśmiać. Nie biorę tego z niczego, lecz dlatego, że w przeszłości wielokrotnie tak właśnie to wyglądało. Oo, coraz dłuższe te posty piszę...

Jest takie popularne powiedzonko "wyjdź do ludzi" do ludzi osamotnionych. Ktoś kiedyś idealnie opisał co sądzi na temat tego i tym podobnych. Brawa dla tej pani. Sam bym tego lepiej nie ujął. http://samotnezycie.blogspot.com/2014/08/wyjdz-do-ludzi-znajdz-sobie-kogos.html

Skoro normalnego człowieka to wk**ia  to co ma powiedzieć fobik społeczny, który nawet boi się odebrać telefon, czy też nie stać go (nie w sensie finansowym) na zwykłe pójście do sklepu.