Muzyka

piątek, 19 stycznia 2018

Psychoza

Tytuł jakże straszliwy, nadaję temu pierwszemu wpisowi 2018 roku. Nie, nie jest ze mną aż tak źle żebym miał psychozę (chociaż dawniej byłem bliski tego), ale jakoś czytelników trzeba przyciągnąć. To tytuł filmu w reżyserii Alfreda Hitchcocka, który obejrzałem wczoraj. Zrobił na mnie ogromne wrażenie. Kocham takie klimaty, kiedy to w każdej chwili ktoś może umrzeć i napięcie jest tak perfekcyjnie budowane. Planuję też w najbliższym czasie obejrzeć ,,Ptaki".

Mam znów bardzo dużo wolnego czasu, bo po 3,5 miesiąca niestety nie pracuje już w Dino. Skończyła mi się umowa i nie została przedłużona. Chociaż niby mogą kiedyś tam zadzwonić jakbym jeszcze był potrzebny. Pocałujta misia w dupę, nie to nie. ;) Trochę mi żal, bo jednak zdążyłem się przyzwyczaić do to pracy i ludzi, nie tylko pracowników, ale klientów. Niektórzy byli bardzo sympatyczni. A teraz jak będę musiał iść na nowe to nie wiem czego, jakiej atmosfery się spodziewać.

W lutym miną dwa lata od mojego ostatniego podejścia do egzaminu na prawo jazdy. Jak byłem u rodziny krótko po nowym roku to niestety palnąłem głupotę, że moim postanowieniem noworocznym jest właśnie zdobycie tego zasranego prawka. I teraz wypadałoby się z tego zobowiązania wywiązać. Mam kupę czasu, sporo pieniędzy na koncie zaoszczędzonych, więc mogę spokojnie i bez presji próbować. Chociaż takk czy takk skazuję siebie znów na ten cholerny stres. Trzeba będzie ograniczyć kawę, a najlepiej całkowicie (choć to prawie niemożliwe) przerzucić się na bezkofeinową (albo zbożową, bo inaczej miałbym skoki ciśnienia jak stąd do Chicago), górę rzeczy bogatych w potas i w magnez. Z pieniędzy zarobionych w Dino chciałbym w pierwszej kolejności kupić teraz jakiś dobry aparat fotograficzny, bo robienie zdjęć to jedno z wielu moich hobby.

Ostatnio bardzo zainteresowałem się kosmosem, wszechświatem, jak powstał, czy jest życie pozaziemskie, obserwacje ufo, dyskusje wierzących z ateistami, o odkryciach, nauce, historii. Mogę tego słuchać godzinami. Lubiłem zawsze się tak zrelaksować po pracy. Pierwsze co robiłem to zawsze zasiadałem przed laptopem z jogurtem greckim, do którego dodałem zmielonego przeze mnie siemienia lnianego. Normalny mężczyzna wolałby piwo i mecz. Ja film dokumentalny o ciekawostkach dot. życia, wszechświata i do tego najlepiej kawa przegryzana gorzką czekoladą, tudzież jakiś dobry film przygodowy, kryminalny, western, thriller, horror. I muzyka z lat 60, 50, 40, 30 i 20. Szczególnie ostatnio ulubiłem sobie blues delty, country folk amerykański, wykonawców takich jak Blind Lemon Jefferson, Charley Patton, Lead Belly, Blind Willie McTell, The Carter Family, Jimmie Rodgers, Robert Johnson. Choć te nazwiska zapewne nic nikomu nie mówią. ;) Typowy Asperger ze mnie. Jestem tak oderwany od rzeczywistości, tak inny z zainteresowaniami i stylem życia od zwykłego Kowalskiego (broń Boże nie uważam się za lepszego, tylko stwierdzam fakt), że trudno mi funkcjonować w tym systemie, nawiązywać relacje międzyludzkie. Jeśli już kogoś poznaję w realu, to te koleżeńskie relacje są raczej płytkie, chłodne. Nie da się z tego zrobić niczego więcej. Tak więc chociaż bywam nieraz wśród ludzi to i tak czuję się samotny. Ktoś kiedyś powiedział, że jak pójdę do pracy to nie będę tyle myślał, poprawi mi się stan psychiczny, spotkam się z ludźmi. A takiego wała, nic to nie zmienia, absolutnie poza tym, że kiedy skupiam się tylko na pracy to czuję się wypranym z emocji robotem, który tylko wykonuje mu powierzoną robotę i utrzymuje z ludźmi dookoła jakiś pozorny kontakt, po czym wraca do domu i zadaje sobie pytanie ,,po co to wszystko?" Lubię sobie jednak pobyć w samotności w swoim pokoju, kocham to. Ten stan, spokój ducha kiedy nic nie muszę, nikt mi nic nie każe. Nieraz nie chcę nawet żeby rodzice do mnie wchodzili, a szczególnie matka, bo ona często ma jakieś pretensje, a to, że bałagan w pokoju, a to, że nie mam ochoty zjeść obiadu. Strasznie mnie irytuje, że wyprowadza mnie z mojej harmonii i nie mogę żyć po swojemu. Czasami zdarza mi się wybuchnąć na nią, czego potem żałuję oczywiście i przepraszam. Nieraz czuję, że mógłbym tak żyć do usranej śmierci żyć tak w tym swoim pokoju, bo nie chce mi się w ogóle z domu wychodzić. Dla przeciętnego człowieka może to niewyobrażalne i zdechłby z nudów, ale dla mnie nie ma nic lepszego niż życie takiego ,,emerytowanego emeryta na emeryturze". Nic nie musisz, a to leki weźmiesz, a to pooglądasz sobie telewizję, a to internet, a to przejdziesz się na spacer ze zwierzakami, wrócisz, wypijesz kawkę, zjesz coś słodkiego, na gitarce pograsz, a to z przyjacielem na GG pogadasz. Pozdrawiam, Łukasza, nr. 1 jeśli chodzi o internetowe znajomości i przyjaciela przez wielkie ,,P". Pozdrawiam także Wacława, Bartosza, Karolinę, Joannę, a także kolegę, którego imienia nie pamiętam, ale lubię z nim rozmawiać. ;)

Z tym moim izolowaniem się to chyba chodzi o jakąś stabilizację. Jestem typem człowieka tak skrajnie nieodpornym na stres i introwertycznym, że woli tryb życia, który zabiłby typowego pewnego siebie ekstrawertyka. Pracę też preferuję rutynową, powtarzalną, żeby przypadkiem nie narazić coś co wsadziłoby mi dupę w pokrzywy, czytaj: coś zaskakującego, nieprzewidzianego, co naraziłoby mnie na stres. Nie wiem właśnie czy lepiej byłoby się na ten stres hartować, czy tak jak robię to do tej pory, unikać. Czy ta pierwsza ewentualność nie będzie równie bezsensowna jak człowiek z cukrzycą, który je cukier bo chce się na niego uodpornić?