Muzyka

czwartek, 23 czerwca 2016

Chorobliwy pesymizm

Od samego rana zaraz po przebudzeniu dręczą mnie pesymistyczne wizje, najczęściej potencjalnej choroby, wypadku i śmierci mojej oraz najbliższych mi osób. Nie poprawia tego stanu fakt, że ostatnio coraz więcej słyszy się o śmiertelnych wypadkach na drodze, znanych osobach, które zmarły z powodu raka, który stał się już plagą w dzisiejszych czasach. Jednak bardziej niż rak czy zawał przeraża mnie udar i perspektywa bycia niepełnosprawnym. A to też ostatnio plaga zarówno wśród osób znanych jak i tych z mojego otoczenia. Codziennie mam wrażenie, że coś mi się stanie złego. Jestem takim pesymistą, że np. podczas jazdy autobusem na wesele myślałem o tylko o tym, że możemy nie dojechać, mieć wypadek. Standardem jest, że będąc wśród ludzi mam wrażenie, że myślą o mnie źle, dostrzegają jedynie moje negatywne cechy.

Męczą mnie już okropnie te pesymistyczne myśli. Nie mogę przez to do końca cieszyć się życiem. Zresztą odkąd stałem się dorosły nigdy specjalnie się nim nie cieszyłem. Od urodzenia czułem, że bycie dorosłym to nic dobrego i nie myliłem się. Haha, już zanim skończyłem 10 lat planowałem, że po ukończeniu 18 lat popełnię samobójstwo, bo jak uważałem dorosłe życie nie jest dla mnie. Skąd ja to wtedy wiedziałem?

Osobiście mam problem z wyobrażeniem sobie jak będąc dorosłym człowiekiem można czuć się szczęśliwym. A niektórzy dorośli ludzie ponoć uważają się za szczęśliwych. Tak bym chciał chociaż przez chwilę poczuć co w ich głowie siedzi, jak oni wtedy się czują, ale będąc mną to niewykonalne niestety. Rozumiem, jako dziecko człowiek nie ma żadnych problemów, żyje beztrosko, cieszy się z byle głupoty, z wielu rzeczy nie zdaje sobie sprawy, np. nieuchronności śmierci, wydaje mu się, że życie to wieczna zabawa, beztroska, radość, itp. Kiedy człowiek dojrzewa, nabiera rozumu, zaczyna mieć przemyślenia dot. życia (nie każdy, mówię tu głównie o neurotykach, jak ja), popada w depresję. Bo jak nie popaść w depresję zdając sobie sprawę, że dorosłe życie to harowanie jak wół za pieniądze tak marne, że ledwie wystarcza na to żeby przeżyć? I tak to się toczy do usranej śmierci, do tego dochodzą bonusy, np. w postaci chorób itp.

W moim przypadku dorosłe życie to też życie w pojedynkę. Wielokrotnie mam przemyślenia na temat związku, małżeństwa. Czasami nawet chciałbym a czasami zdecydowanie nie. To zależy od głębokości depresji w jakiej się znajduję. Im mniejszą depresję odczuwam tym bardziej jestem na tak, czuję atrakcyjny, mam większą pewność siebie i w ogóle. Będę kontynuował ten temat za jakiś czas, teraz jestem śpiący, piszę ten post z laptopem w łóżku i zbliża się 00:30. Za paręnaście godzin czeka mnie kolejne wesele. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz