Muzyka

sobota, 25 czerwca 2016

Kolejne wesele i morderczy upał, trochę moich przemyśleń

Właśnie jestem dzień po weselu, drugim w tym miesiącu i teraz zapewne przez długi, długi czas nie będę miał okazji w podobnej imprezie uczestniczyć. Łapię się w tym momencie na tym, że piszę w stylu Pana Tomka z fobią i depresją. ;) Ale w końcu prowadzimy podobnie monotonne, beznadziejne życie i mamy problemy niemal identyczne, więc zawsze jakieś podobieństwa będą. Ale przejdźmy do sedna. To wesele ciut bardziej się udało od tego z 10 czerwca. Na pewno po części dlatego, że było dużo bliżej, trochę ponad 30 km. Nie dostałem w sumie zaproszenia, ale pan młody powiedział, że i tak mogę przyjść. No i tak też zrobiłem, bo co, będę sam w domu siedział jak ten Kevin? Zawsze wesele to jakaś rozrywka, okazja do spotkania się z ludźmi, rodziną. Największy problem jednak w tym, że cholerny upał pogarsza i tak już wątpliwą jakość mojego życia. Jest po prostu nie do zniesienia, czuję się tak fatalnie, że szok. Zresztą z powodu tego piekła wszyscy na weselu bawili się gorzej niźli temperatura nie byłaby tak popierdolenie wysoka. Przepraszam za słownictwo, ale takie słówko przyszło mi do tej pustej główki-makówki. Było tak zajek**wabiście gorąco, że ludzie byli mokrzy jakby kąpali się w jeziorze, które znajdowało się nieopodal lokalu, w którym odbywała się uroczystość. Wielu po parę razy musiało zmieniać ubranie. Ja na szczęście nie pociłem się aż do tego stopnia.

Nie wiem czy to jakieś fatum, ale przed każdym weselem musi się zdarzyć u nas coś nieprzyjemnego. 11 września 2009 (przed weselem brata pana młodego z ostatniego wesela), tir zderzył się na krzyżówce z osobówką w sąsiedniej wsi. Małżeństwo zginęło na miejscu, w dodatku była to 8. rocznica słynnego zamachu w USA oraz 28. rocznica urodzin Dylana Klebolda, jednego z uczestników największej masakry, strzelaniny w szkole w historii wyżej wspomnianego kraju. 28 kwietnia 2012 jadąc z kościoła już na wesele siostry mamy złapaliśmy laczka. Wszyscy już dojechali na miejsce, a my laczek. :D To były jaja. Z kolei 24 czerwca 2016 poza tym, że umarł nam jeden z psów (ze starości), to kiedy już ruszyliśmy w stronę kościoła, nagle w połowie drogi ojcu przypomniało się, że nie zabrał pamiątek. Więc cofnął się, a tu przejeżdża motocykl, spod którego kół odprysnął kamień i uderzył w naszą przednią szybę robiąc widoczną krechę. Nowy samochód, kupiony ledwie tydzień wcześniej. Nastroje siadły, zwłaszcza u ojca, do którego lepiej wtedy było się nie odzywać, bo wyglądał jak bomba, która zaraz ma wybuchnąć. Kolejną przygodę zaliczyliśmy wracając z wesela. W związku z tym, że tata jak zwykle musi konkretnie popić. Nie napić się kulturalnie jak człowiek, ale dosłownie narąbać się jak świnia, mama musiała wracać samochodem. A że kierowcą jest gorszym ode mnie, to co chwilę gasł jej. Najlepsze jak zatrzymała nas policja, matka już cała w nerwach, że każą jej dmuchać (wypiła niewiele, ale zawsze to coś). Na szczęście obyło się bez sprawdzania trzeźwości. I jakoś przy tych drobnych trudnościach dojechaliśmy na miejsce. Ja odpoczywałem na tylnym siedzeniu, było mi lekko mdło. Wypiłem 10,5 kieliszka + szampan na początku, jednak nie wymiotowałem. W ogóle potrzebuję dużo żeby się znietrzeźwić. Dopiero za ok. 8 ósmym kieliszkiem zacząłem odczuwać pozytywne zmiany w mózgu, zaczęło mi być przyjemnie. Nie wziąłem rano tabletek, więc dzisiaj mogłem sobie pozwolić na więcej. Na poprzednim weselu nie minął jeszcze miesiąc od rozpoczęcia kuracji nowym lekiem, więc wolałem w ogóle nawet nie pić, ale jak się to skończyło wiadomo. ;)

Chyba jako jedyny oprócz dzieci, wdów/wdowców i księdza, byłem na tym weselu bez pary. Nawet dziadek po śmierci babci znalazł sobie nową Panią. Synowie braci dziadka, którzy siedzieli obok mnie (roczniki 1997 i 2000) także mieli dziewczyny, mimo, że oboje nieśmiali, małomówni i wręcz widziałem jak podczas siedzenia i jedzenia trzęsą im się ręce. Nawet ja byłem bardziej wyluzowany od nich. W ogóle zawsze staram się ostatnio, co jak na moją fobię jest wielkim sukcesem, zagadywać, żartobliwie coś komentować. Mimo wszystkich moich problemów uważam się za dość ciekawego człowieka, zabawnego, czasami inteligentnego, skłonnego do przemyśleń, o całkiem fajnym poczuciu humoru. Jednak jakoś dziewczyny się mnie nie imają. Zresztą, nawet nie miałem nigdy okazji pogadać z jakąkolwiek w realu, a jeśli już to albo zajęta, albo w wieku mojej matki, albo zupełnie nie w moim typie. Coś mi się wydaję, że szukanie tej jednej jedynej w moim przypadku jest jak szukanie igły we wszystkich stogach siana w kraju. Znalezienie drugiej połówki jeśli chodzi o osoby takie jak ja, czyli z Zespołem Aspergera i wszystkimi konsekwencjami tego zaburzenia jak fobia społeczna, nerwica czy depresja jest tak cholernie trudne, że praktycznie graniczące z cudem. Aczkolwiek znam jednego człowieka z tą przypadłością, który znalazł kobietą swojego życia, ożenił się, ma córkę. I żyje prawie jak normalny człowiek. Mowa o Krystianie Głuszko, barmanie, który swoje życie i przemyślenia opisuje również na blogu, ale o wiele mądrzej niż ja. On robi to wręcz jak poeta. Ja jak prosty chłop ze wsi, którym zresztą jestem. Ale staram się i tak przy tym pisać inteligentnie a przy okazji zabawnie. ;) Krystian Głuszko to także autor kilku książek. Jestem w posiadaniu jednej z nich, tytuł jej to ,,Spektrum". Autor opisuje w niej swoje przeżycia m.in związane z pobytami w szpitalu psychiatrycznym. Zastanawiam się czy możliwym jest by ten człowiek w swoim życiu nacierpiał się więcej niż ja. Całkiem możliwe, w końcu żyje ponad 10 lat dłużej ode mnie. Jednak myślę, że jego cierpienie w tych najgorszych momentach mogło mieć całkiem podobne natężenie jak i moje. Na dziś dzień jednak wydaję się o wiele szczęśliwszym człowiekiem niż ja. Tak czy siak to mój mentor i dzięki niemu wciąż wierzę w lepsze jutro, w to, że mimo tej ciężkiej przypadłości może mnie kiedyś spotkać jeszcze coś dobrego. Napisałem rok czy dwa temu do niego maila, jakaż była moja radość kiedy odpisał. Chciałbym się z nim kiedyś spotkać w realu (nie mam na myśli supermarketu). ;)

Kończę post, bo późno. Dobrej nocy życzę tym, którzy czytają moje wypociny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz