Muzyka

poniedziałek, 28 maja 2018

Ashwagandha

Ha! No i mam tytuł posta o tajemniczo i obco brzmiącym brzmieniu, jakkolwiek by to nie zabrzmiało. ;p Witania ospała, polska nazwa tego zioła nie byłaby już tak efektowna.

Ashwagandha - Indyjski żeń-szeń. Z tego co znalazłem jest bardzo pomocny w przypadku depresji, leków, fobii, zmęczenia. Znalazłem o nim informację na grupie Facebookowej o ziołach. Jak już wspomniałem w ostatnim poście na poważnie zająłem się tematyką ziół i ich właściwościach leczniczych. Jako, że mi non stop coś jest piję ziółka codziennie, jednak staram się tak z 3 razy maksymalnie na dzień, nie wiem nawet czy ich nadmiar może być szkodliwy. Wiem, że w przypadku niektórych należy robić przerwę, dlatego nie piję nigdy cały czas tych samych, tylko ciągle odkrywam coś nowego, a leki staram się w miarę jak najbardziej ograniczać, mimo że nie jest to łatwe biorąc pod uwagę jak wiele mam uciążliwych objawów depresji, nerwicy i ch** tam wie czego jeszcze. Myślę o pójściu do jakkiegoś lekarza, myślę, że powinienem zrobić bardziej szczegółowe badania tarczycy, tak jak zasugerował mi ktoś kiedyś tutaj w komentarzu na blogu. Poczytałem o tym trochę więcej w internecie i stwierdziłem, że rzeczywiście może coś być na rzeczy. Bardzo Ci dziękuję, drogi czytelniku, tylko przepraszam, że nie odpisałem wtedy. No jakoś tak wyszło... Nie miałem natchnienia. Będąc w takim samopoczuciu jakie mnie często nawiedza trudno nawet zebrać myśli żeby coś napisać, albo z kimś porozmawiać i każde napisane zdanie to niebywały umysłowy wysiłek. Robiłem morfologię wielokrotnie podczas takiego samopoczucia i było wszystko okk. Ale z tego co się dowiedziałem, to zwykłe badania krwi nie wystarczą i trzeba się wybrać do endokrynologa. Tylko czy można pójść do takiego lekarza jak się nie pracuje i mimo próby nie jestem zarejestrowany w urzędzie pracy?

Mam stan przewlekłego zmęczenia, neurastenii, czy jak to nazwać, nie mam energii, mam problemy z koncentracją, pamięcią, kręci mi się w głowie, boli mnie praktycznie wszystko. Pije ziółka, ale niewiele dają. Kawa też niewiele daje. Witamina C niewiele daje. Magnez niewiele daje. Wszystko niewiele daje, a jeśli już to na krótko. Zamówiłem sobie jakiś czas temu tą Ashwagandhę, jako suplement w tabletkach. Zobaczymy czy to coś da, czy znowu g***o. Jakby mi ktoś teraz powiedział ,,pójdź do pracy, to Ci przejdzie, wsiądź na rower to Ci przejdzie, pobiegaj to Ci przejdzie" to ręka, noga mózg na ścianie. Tak bardzo bym chciał funkcjonować normalnie, pójść do pracy, mieć energię do życia, no ale nie da się. I te wyrzuty sumienia, poczucie winy, bo inni myślą, że jestem leniem, a nie wiedzą jakk bardzo cierpię. No tak, przecież to śmieszne, młody, zdrowy chłop a wymyśla sobie jakieś choroby, do roboty, ku**a, a nie użalasz się nad sobą cioto! No, nie, aż tak nikt do mnie nie mówi, ale wiem jakk takkie osoby na ogół się traktuje, bo byłem w takkiej g**nianej grupie na Facebooku o depresji i nerwicy, ale spierdzieliłem stamtąd jak zobaczyłem jacy tam debile przesiadują, chyba nieraz tylko po to żeby sobie z kogoś jaja porobić, albo podobijać psychicznie (na szczęście akurat nie mnie ;)). Szczególnie mężczyzn, bo mężczyzna nie prawa do okazywania uczuć. Najlepiej od razu k**a do gazu takich jakk ja i byłby spokój, je**e pseudo samczyki alfa, co? Przepraszam za gniew, ale mnie to za przeproszeniem wk***ia, że ludzie nie potrafią zaakceptować inności, tego, że nie każdy mężczyzna musi być supermenem, a każda oznaka słabości jest zewsząd gnojona, i to nawet na grupie o depresji i nerwicy. Tak trudno mieć w sobie choć odrobinę empatii? I potem się dziwią, że mężczyźni tak często popełniają samobójstwa. Przecież oni nie mają społecznego przyzwolenia na to żeby cierpieć, być choć przez chwilę słabym, nawet jeśli wcześniej byli mega silni. Każda oznaka ich słabości jest traktowana jako ,,użalanie się nad sobą" (znienawidzone przeze mnie określenie). Czasami ktoś po prostu musi dać upust emocjom i wyrzucić z siebie co leży na wątrobie. Ja np. nie robię tego na co dzień. Normalnie wcale nie obnoszę się ze swoim cierpieniem tylko staram się żyć normalnie, pokazać, że jestem ,,silny", bo słabego nikt nie szanuje, nikt się z nim nie liczy.

Opuściłem tą grupę Facebookową, bo czułem się coraz gorzej będąc tam. Jeszcze trochę i chyba popadłbym w jakąś mizantropię. Chociaż jak ognia staram się unikać wpadania w pułapki mizantropii/mizoginii, to nieraz, zwłaszcza w stanie nasilonej depresji jest to naprawdę ciężkie, zwłaszcza, że czujesz się wtedy kompletnie przez większość ludzi ignorowany, opuszczony, zapomniany. 100 razy bardziej niż w momencie kiedy masz energię. W depresji za dużo myślę, zdaję sobie wtedy sprawę, że każdy żyje swoim życiem i nikt nie ma czasu dla mnie. A przecież każdy człowiek potrzebuje jakiejś bliskości, chociażby wymiany paru zdań, pozwierzania się, pożartowania, pośmiania się. Mam na dzień dzisiejszy kilka takich zaufanych osób na GG, myślę, że mogę ich nazwać prawdziwymi przyjaciółmi. Kiedy ktoś nawet zasranego ,,cześć, co słychać?" napisać sam z siebie, bezinteresownie nie potrafi a jeśli już coś odpisze to z wielką łaską, albo tylko wtedy kiedy ma w tym jakiś interes... To sorry Gregory, taka znajomość mnie nie interesuje. Większość osób jakie do tej pory poznałem to niestety same takie osoby. Może ja jestem jakiś dziwny, nie wiem, ale ja lubię rozmawiać od serca, o wszystkim, o problemach jak i o sukcesach, czasem o duchowości, filozofii, czasem o muzyce, czasem o astronomii, a czasem i o dupie Maryni. :D A niektórzy tylko o tym ostatnim potrafią. :D Może jestem zbyt ostry, nie chcę nikogo urażać ani wychodzić na kogoś kto pozjadał wszystkie rozumy i gardzi innymi, bo tak nie jest. Mam szacunek do wszystkich, każdemu życzę jak najlepiej, nawet moim byłym oprawcom, którzy znęcali się nade mną słownie i bili, chociaż lubię was nieraz potorturować w myślach to niech wam się powodzi sk***syny, żebyście żyli długo i szczęśliwie, kanalie ;). Może i przemawia przeze mnie nieraz jakiś rodzaj egoizmu, ale to tylko dlatego, że wielokrotnie naciąłem się na byciu dobrym, milutkim frajerkiem, którego można sobie wykorzystywać, a on i tak nie będzie chciał nic w zamian i można go olać. Teraz jest we mnie trochę więcej egoisty, ale myślę, że to dobrze. To zdrowy egoizm. Już lepiej znam swoją wartość, już trudniej mnie doprowadzić na skraj załamania. Co Cię nie zabije to Cię wzmocni. I tego też życzę wszystkim osobom z podobnymi przejściami, jeśli to czytacie, bądźcie silni, nie poddawajcie się, bądźcie trochę egoistami, nie starajcie się na siłę wszystkich uszczęśliwić ani spełniać wymagań tych, którzy wam narzucają jak macie żyć. I to, że tylko tacy jak my mamy przechu***o to też g** prawda. Inni tylko na pokaz udają, że mają takie super fajne życie, a co czują w środku to wiedzą tylko oni sami. Większość ludzi nie jest zbyt szczęśliwa, tylko nikt się z tym nie obnosi. Przez to takie złudzenie, że u sąsiada trawa zawsze bardziej zielona. Taki kolega z mojego rocznika, taki przekozak, taki był cwaniak, och i ach. I co? I siedzi w areszcie teraz za przemyt narkotyków i czeka na proces. Nie wierzę, że to pozostanie bez wpływu na jego dalsze życie, zwłaszcza, że to takk naprawdę nie jest zbyt silny psychicznie gość, wręcz z masą kompleksów, tylko kreujący się na takiego mafioza. Tak więc, czasami siedzenie w domu czasami jest lepsze, przynajmniej pewność mamy, że nas policja za coś nie zgarnie. ;)

Pozdrawiam wszystkich czytelników. Do napisania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz