Miesiąc mija odkąd po raz kolejny odstawiłem lek Seronil. Chciałbym
żeby tym razem to było już na zawsze. Zdaje się, że są jakieś efekty
uboczne, ale da się znieść. Sam lek w sumie niewiele dawał, spałem w
dzień po nim i ogólnie nie chciało mi się absolutnie nic. Teraz energii
mam więcej, ale trochę więcej lęku, który tłumię herbatkami ziołowymi i
kawą zbożową z magnezem. No i oczywiście jem dużo gorzkiej czekolady
70-90%. Ale i od tego robię sobie przerwy. Piję codziennie też kawę
prawdziwą. Tutaj w markach dość mocno przebieram. Mimo, że u mnie w domu
zwyczaj picia kawy (Prima) był od zawsze, wszyscy zawsze pili
namiętnie, to osobiście zacząłem pić regularnie tak gdzieś od drugiej
połowy 2014 jak poszedłem do liceum weekendowego, i tam był dostęp do
czajnika, były filiżanki, każdy mógł sobie zrobić na co tylko miał
ochotę. A że każdy praktycznie pił tam tylko kawę (Jacobs) to
podchwyciłem ten zwyczaj i kawę tę piłem także w domu. Rozjaśniało to
umysł i pozwalało przetrwać te wszystkie godziny w szkole, czy przy
jakiejkolwiek pracy w domu. Ulubioną przez rodziców Primę też
próbowałem, ale szybko z niej zrezygnowałem, bo uznałem, że jest za
mocna. Kaw w moim życiu przewinęło się o wiele więcej, Gdzieś tak na
przełomie 2015 i 2016 zdradziłem Jacobsa z Wosebą (co Rynkowski kiedyś
reklamował :p). Mój ulubiony typ tej kawy to Arabica. W sklepach w mojej
okolicy są dwa rodzaje w granatowym i brązowym opakowaniu. Jedno to z
ziaren z całego świata, drugie z Brazylii bodajże. Potem znowu wybrałem
Astrę, krótki czas piłem Rigello, potem znowu Wosebę, znowu Jacobsa,
znowu Astrę. Nigdy nie jestem wierny tej jednej, jedynej. :p
Jutro postaram się napisać więcej, bo jest o czym. I mam ostatnio spore natchnienie do pisania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz